Po nocy pełnej wrażeń Licho i Południca, spali długo. Obudziło ich rżenie konia. Popatrzyli na siebie, byli w swoich postaciach i bardzo im się to podobało.
Dla tej dwójki pojęcie piękna, miało zupełnie inny wymiar. Przybierali ludzkie postacie, tylko po to, aby bezkarnie czynić robotę wyznaczoną przez Lucyfera. Im byli piękniejsi w ludzkim rozumieniu, tym mniej ich podejrzewano. Rzadko kiedy występowali w swoich prawdziwych postaciach, dlatego i tym razem od razu wrócili do poprzednich. Co prawda pozostawali niewidoczni dla ludzi, ale w razie potrzeby ukazania się, wystarczyło pomyśleć i było się widzialnym .
Głód zaczął im dokuczać i poszli poszukać czegoś do jedzenia. Na tej bida kwaterze było z tym krucho, dlatego napili się tylko świeżego mleka i poszli do młynarzowej. Dobrze trafili, bo wczoraj chleb był upieczony i smakował wyśmienicie posmarowany masłem. Kobiety nie było. Jak wróciła, zdziwiła się, bo na stole leżał nadkrojony chleb i umazany masłem nóż. Odruchowo to posprzątała i wzięła się do swojej pracy. To dziadyga, zawsze mu mało żarcia, pomyślała o mężu. Licho popisywał się przed Południcą a ona przed nim. Szaleli po wiosce jak pijane zające. Każdemu coś dokuczyli, aż ludzie zaczęli na siebie podejrzliwie patrzeć . Ni stąd ni zowąd pękał szczebel w drabinie a to ktoś w dół wpadł, którego w tym miejscu nigdy nie było. Dzieciakom chleb z ręki wytrącali, który później maluchy z ziemi czyścili, bo matka innego nie dała, bo nie miała. uwielbiali stawać obok malucha i słuchać jak piasek mu w zębach chrzęści. Bawili się tak kilka godzin, aż w końcu zakręcili piękny wir i polecieli zboże tłamsić.
Po drodze szedł obszarpany dziad, podpierał się kosturem i klepał pacierze pod nosem. Nic ci to nie pomoże dziadygo, pomyślało Licho i złamało kij. Dziad runął jak długi i wpadł do rowu. Leżał w pełnym słońcu a ta dwójka siedziała i patrzyła jak nieszczęśnik się męczy. Co chciał wstać to Południca go przyduszała. W końcu się znudzili starym dziadem i polecieli pod drzewo, pod którym ludzie ochłody szukali i często siadali. Dosyć tego cienia, powiedziała Południca i zapaliła suchą trawę, od której zajęły się gałęzie a później samo drzewo. Dziwny to był widok, bo paliło się jak suche, a to ta dwójka ciągle ogień podsycała w końcu został sam czarny kikut. Południca wzięła węgielek i wąsy czarne sobie namalowała. Licho pomalował sobie policzki a potem jedno drugiego malowało, ciesząc się wielce. W końcu wzięli węgle i polecieli dziada w rowie ubabrać . Tak go pomazali, że wyglądał jak kiedyś jeden z kupców, który tędy jechał z towarami. Wielu ludzi się żegnało na jego widok, bo myśleli, że to diabeł i chcieli go tak od siebie odegnać. W jednej wiosce chłopi chcieli go widłami zadźgać. Obronili go inni kupcy, którzy narobili krzyku. Murzyn jak o nim mówili miał szczęście, bo niedaleko był posterunek żandarmów carskich, którzy aż strzelać zaczęli na postrach, bo ludzie odstąpić nie chcieli. Od tamtego czasu jechał po wioskach z zawiniętą gębą, tylko mu oczy błyszczały.
Po tej robocie zakochana para wpadła na obiad do wioski i przysiedli się do ławy jaka pod gruszką stała. Rodzina była zamożna, bo chłop chałupy umiał stawiać i strzechy zakładać. Na stole stały ziemniaki dobrze okraszone, kwaśne mleko i śmietana, którą sobie każdy po trochu nalewał. Południca i Licho wybierali ziemniaki od spodu, bo obydwoje nie jedli tłusto a słoniny czy mięsa wcale. Za to śmietany sobie nie żałowali i prawie pół na pół z mlekiem mieszali. Kobita zdziwiona była, co tak szybko ziemniaki i śmietana wyszła, ale nic nie mówiła tylko poszła dołożyć . Licho puściło oczko do swojej wybranki i ucho od dzbana babinie w ręku zostało a dzban się potłukł. Na sucho nie jemy – idziemy do młynarzowej, może jeszcze całego chleba nie zażarli powiedziała Południca. Mieli rację, chleba było pod dostatkiem a i masło jeszcze zostało po śniadaniu. Posmarowali sobie chleb i poszli położyć się w trawie. Zajadali z apetytem. Dużo nigdy nie jedli, ale ten chleb wyśmienicie smakował. Licho strzepnęło palcami i coś szepnęło. Popatrz jak fajnie a kobicinie nóż w środku chleba został, bo ten taki czerstwy się zrobił, że nie szło go ukroić. Przyczyną tego był znak diabelski jaki Licho przed krojeniem na chlebie zrobił . Jezus Maria co się dzieje, co za licho . Trzeba po księdza posłać pomyślała i zawołała parobka co moczył czerstwy chleb w zalewajce. Jak zjesz pojedziesz do księdza i poprosisz, aby wziął święconą wodę. Trzeba odświeżyć poświęcenie chałupy, bo jakieś licho się wdało.
Chłopak zjadł i zaczął konia szykować, aby na plebanię jechać i księdza przywieźć. Na wóz oboje sprawcy całego zamieszania wsiedli, aby kontrole mieć nad tym co się dziać będzie. Zajechali na plebanię, ale księdza nie zastali. Nie będziemy czasu tracić pomyślało Licho, idziemy do gospody. Mam flaszeczkę z wyciągiem z piołunu i grzybków , dolejemy do wódki i będzie niezła zabawa. Jak powiedzieli tak zrobili. Chłopi co im kropli zadali, zaczęli nagle omamów dostawać. Jakieś trupy gnijące im do stolika przysiadały a to diabeł ogonem im wachlował i smrodem z gęby ziajał, koledzy w kozły się zamieniały. W końcu zaczęli się rozbierać bo zdawało im się, że mrówki ich obsiadły. Wszystkich przerażenie wzięło i szybko z karczmy wychodzili. Żyd ich zatrzymywał i nawet kolejkę za darmo proponował, ale tylko po pysku dostał, że czegoś do wódki domieszał. Aj waj co ja tera biedny uczynię, chłopy poszły zarobku nie będzie aj waj lamentował . W końcu wszyscy wyszli z karczmy. Żyd popatrzył na parę jaka siedziała przy stoliku i się śmiała. To Wasza sprawka, co ja biedny stary Wam zrobiłem . Mam żonę, dzieci i do tego teściową na karku. Ta dwójka nagle pokazała się karczmarzowi w swoich postaciach . Tego już było za dużo, Żyd padł na kolana i zaczął coś mamrotać żarliwie, nie patrząc na tą dwójkę . W końcu trochę ochłonął i wstał pomału, schylony jednak w pół. Co ja mogę dla Was zrobić, może dobrej wódeczki z arakiem i zaczął wycofywać się w kierunku, gdzie butelki stały. Dolał do jednej araku i nie podnosząc oczu zaniósł, niezwykłym gościom. Ci wypili po kieliszku i humor im się poprawił. Dobrze żydzie, zapakuj nam kilka flaszek takiej wódki, dołóż ciastek i cukierków. Damy Ci spokój, ale jak tylko coś będziemy chcieli, masz to robić i nic nie pytać. Karczmarz zaczął przytakiwać, tak tak nigdy nie odmówię i wódeczki i cukiereczków co sobie Państwo zażyczą mamrotał, patrząc na nich jednym okiem. Licho zadowolony z siebie wziął torbę przygotowaną przez Żyda i podziękował jak lubił , spróchniałą deskę przed wejściem do komory wstawiając . Aj waj moja noga złamana, ale boli aj waj usłyszeli już za drzwiami. Nawet tym się nie nacieszyli bo z daleka zobaczyli księdza jak gramolił się na wóz.
Usiedli z tyłu i z obrzydzeniem sięgnęli po święconą wodę. Licho wzięło ją przez szmatę a potem wylało. W to miejsce nalało wódki, którą dostali od żyda. Oj będzie święcił aż miło, szepnął do Południcy. Zeskoczyli z wozu, bo dojeżdżali już do Młynek. Południca podniosła koniowi ogon a Licho uderzyło go batem, który wypadł parobkowi z ręki. Koń nie spodziewał się tego i poniósł. Wjechali w galopie do wioski, ksiądz kurczowo trzymał się ławki, ale na koniec spadł do wody. Chłopy go jakoś wyciągnęli utytłanego od stóp do głów. Młynarzowa dała księdzu odświętne ubranie męża do przebrania , a sutannę wyprała i powiesiła na płocie. Co tu się wyprawia, opowiadajcie kobieto. Ta zaczęło mówić wszystko, nie pomijając żadnego szczegółu. Pleban po tej opowieści nie czekał, poprosił o kropidło, wyciągnął ” święconą wodę ” i zaczął kropić wszystko po kolei, odmawiał przy tym modlitwy. W końcu złamał kij w kropidle i usiadł zmęczony. Sutanna jeszcze nie wyschła a robiło się ciemno. Zostanę u Was na noc powiedział do kobiety. Dobrze księże proboszczu, idę przygotować izbę. Południca popatrzyła na kochanka – będzie co robić wieczorem a na koniec damy sobie nagrodę i uśmiechnęła się szeroko.