
Bajdy klity znad Pilicy. Dawno, dawno temu, kiedy jeszcze nie było światła po chałupach, wzdłuż Pilicy wędrowało Licho. Nad Pilicę przywędrowało nie wiadomo skąd, ale czuło tu się bardzo dobrze i dokuczało ludziom jak tylko mogło. Aż pewnego razu wsiadło na wóz żydowski, co jeździł po wioskach i sprzedawał różności . Licho usadowiło się wygodnie z tyłu wozu na workach i zasnęło smacznie. Stary Abram, bo tak kupcowi było na imię, przystawał czasami, aby coś sprzedać bądź kupić. A to scyzoryk chłopu sprzedał co go w Przedborzu robili, a to korale dziewczynie, czy chustkę kobicie . Zaczynała się wiosna i czasami jadąc po spokojnych drogach, przysypiało żydzisko w ciepłych promieniach słońca. Licho też nie miało ochoty do psocenia, bo się mocno w mieście zmęczyło dokuczając, jak tylko mogło mieszczanom. Aż w końcu bez przeszkód dojechali do Bąkowej Góry . Tutaj często Abram przystawał, aby pohandlować . Jeszcze dobrze na plac nie dojechał a już diabły z wierzb co rosną po wiosce powychodziły i dalej dokuczać przyjezdnemu. Licho się obudziło i strasznie oburzyło, że mu sen zakłóciły. Zeskoczyło z wozu i diabłom zapowiedziało, że jak się nie odczepią to ono się do nich przyczepi. Strasznie się diabły przestraszyły, bo kto, jak kto, ale tego demona to się bały, prawie tak samo jak świeconej wody. Uciekły szybko do swoich dziupli, a Licho poszło zobaczyć co we dworze słychać . Tutaj przybrało postać postać młodego panka. Jeszcze dobrze progów nie przekroczyło a już go okowitą poczęstowano. Jedna a potem druga kwaterka uderzyła mu do głowy. Jeść za wiele to Licho nie jadło, bo chude miało być jak mu Lucyfer nakazał. Szybko zatem w głowie mu zaszumiało i od razu psocić zachciało. Wziął do tańca, jedną z dziewuch co pod ścianą siedziała, tak zaczął wywijać, aż dech traciła. Obtańcował wszystkie dziewuchy i usiadł zasapany. Teraz zaczął dokuczać chłopakom , mylić im kroki, jednemu co się miał za najlepszego tancerza tak nogi pomieszał, że ten runął na podłogę aż się zakurzyło. Śmiali się wszyscy a nieszczęsny tancerz, tak upadł, że nogę złamał. Licho zadowolone z siebie usiadło w kącie i zasnęło pijackim snem. Spało tak kilka godzin, obudziło się i od razu za kwaterkę chwyciło, wychyliło resztę co tam zostało i zebrało się do wyjścia. Za gościnę zapłaciło obluzowaniem jednego ze stopni w schodach i wracało z myślą jakie to jest dobre, bo mogło przecież z pieca żar na podłogę wysypać . Doszło do wozu i usiadło na workach, zaraz potem zasnęło smacznie. Jakież było jego zdziwienie jak obudziło go smagnięcie batem po plecach. Zdziwione popatrzyło a to nie jego Abramek, a chłop jakiś zamierza się na niego drugi raz i drze się, aby z wozu zsiadał. Z tego całego pijaństwa, wozy pomylił, a do tego, nie wrócił do swojej postaci, a że po pijaku kilka razy w błoto się przewrócił, to i jak obwiesia go potraktowano. Licho potulnie zeszło z wozu, ale w oku mu tak błysnęło , że gdyby chłop wiedział co się dalej stanie, nigdy by tak ani złego, ani kogo innego nie potraktował. Licho ze studni, kilka wiader na siebie wylało, napiło zimnej wody i do odwdzięczenia się chłopu przystąpiło. Jeszcze dobrze za wieś chłop nie wyjechał a już dwa razy koło mu spadło, spokojny dotąd koń w rzyć go kopnął i siedzieć teraz nie mógł . Po drodze co kawałek coś się przytrafiało w końcu do chałupy dojechał. Byli w niewielkiej osadzie nad strugą, wśród lasów , która się Młynki nazywała. Zsiadło Licho z wozu, popatrzyło po chałupach i młynie i powiedziało – ot znalazłem swoje miejsce.