To co wydarzyło się na Młynkach w noc po poświęceniu , ksiądz zapamięta na długo. Licho zachęcone do pracy przez południcę, ostro wzięło się do roboty. Najpierw dorwało się do sutanny co jeszcze mokra była a w stodole powieszona do wyschnięcia. Wzięło kosę i od pasa w dół pocięło na paseczki, radochę przy tym taką miało jakich mało. Potem zaczęło po chałupach się kręcić i każdemu coś dokuczyło. To mleko wylało, to znów żar z pieca wygarnęło i z lubością na gaszących patrzyło, to na konia wsiadło i po wsi galopem pędziło. Koń dźgany ostro w bok, przerażony, cały w pianie, stawał dęba i rżał jak oszalały. Południca tylko przez okienko patrzyła, bo po nocy bała się chodzić. Przygotowywała się do nocnych igraszek, aby Licho po psotach zadowolić. Miała dla niego niespodziankę.
Jak ten sutannę księdzu ciął, ta Majkę – rusałkę leśną zobaczyła nad brzegiem lasu. Kiwnęła na nią , a ta widząc ją, do okna podeszła. Znały się dobrze i lubiły. Południca opowiedziała jej o Licho i jego skłonności do niej i że chętnie sprawiła by mu niespodziankę, mrugając okiem. Majka kiwnęła głową i powiedziała, że wpadnie później. Wcielała się w piękną kobietę o długich czarnych włosach i zgrabnej figurze, chodziła nago. Miała pełniejsze kształty aniżeli południca i uwielbiała zwodzić i uwodzić. Z takimi dziewczynami czy chłopakami co dali jej się omamić , rozprawiała się topiąc w wodzie lub wyprowadzając na bagna i tam zostawiała.
Gdy dwie przyjaciółki rozmawiały, Licho nie próżnowało w tym czasie. Zatrzymało koło młyńskie, że nie można go było ponownie puścić. Wodę ze stawu puszczało , aż młynarz za głowę się złapał i Boga na pomoc zaczął wzywać. Licho zaglądnęło do jednej z chałup, gdzie dziecko się darło i jeszcze mu szczypawek do kołyski podrzuciło. Maluch płakał jeszcze głośniej i nic nie mogło go uciszyć, nawet jak cycuszka od mamy dostał , jeszcze chlipał. Wpadło na chwilę do chałupy, gdzie ksiądz miał nocować . Do siennika pcheł napuściło i szczypawek co mu jeszcze kilka zostało. W końcu zakończyło swoją robotę i do Południcy wróciło.
Ta już na niego czekała, przywitała go miłosnym uściskiem i szepnęła do ucha, jaką ma dla niego niespodziankę. Przed północą Maja się zjawiła i do igraszek przyłączyła. Oj upojna to była noc i cała trójka bardzo z niej zadowolona była. Nad ranem przyjaciółka zniknęła, bo tak było umówione.
Słońce już wysoko było, jak Licho się obudziło. Obok niego siedziała Południca z rozpuszczonymi włosami i zmysłami, chciała być tak blisko, tak blisko jak nikt nie był do tej pory. Poprzytulali się jeszcze a potem wstali z wielką chęcią zobaczenia tego co się u młynarzowej wydarzyło. Śniadanie zjedli w biegu, kilka kromek chleba z twarogiem zaspokoiło ich głód. Podebrali jedzenie z komory bo tam zamknięte było. Gospodyni podejrzewała, że ktoś je kradnie i zaczęła je tam zamykać, nie była to jednak wielka przeszkoda bo Licho wytrych miało.
We młynie widok był niebywały, pleban siedział na zydlu a młynarzowa smarowała go piórkiem nasączonym maścią po . czerwonych krostkach, które swędziały niebywale . Licho dumne było , bo pokazało jaką „nagrodę” dało plebanowi za próbę pozbycia się ich. Nieszczęsny ksiądz, nie chciał nawet śniadania jeść, tylko do domu wracać . Ubrał już sutannę i własnym oczom nie wierzył, była pocięta od pasa w dół w wąskie paski. Ale nie zważał już na nic tylko parobkowi kazał zaprzęgać wóz i jak najszybciej wyjechać . Po drodze dosiadła się para dowcipnisiów i ledwie z wioski wyjechali a już Licho pchły koniowi do ucha wpuściło, które jakiemuś burkowi wyiskało, pozostawiając jednak trochę , aby mu życie za piękne nie było. Biedny koń po prostu oszalał, zaczął trząść łbem a jak to nie pomogło pościł się galopem przed siebie. Gnali tak przez las, aż cały się pianą pokrył i w końcu ze zmęczenia padł, na szczęście dla księdza, przed samą plebanią . Parobek nie wiedział co robić i tylko patrzył jak koń ledwie zipie i ciągle głową potrząsa.
Plebana jednak to już nic nie obchodziło i szybko na plebanię wszedł, wody kazał do balii wlać i do zimnej wody wskoczył. Na to wszystko patrzyli Licho z Południcą i wielką radość mieli. No może teraz da nam spokój, bo następnym razem tacy łaskawi nie będziemy, powiedziała południca.
Tymczasem na Młynkach, jeszcze takiego pijaństwa nie było, czego by chłopi do ust nie wzięli to było wódką. Tak zadziałała wódka , którą zamiast wody święconej użył ksiądz . Nigdy czegoś takiego nie przeżyli i nie patrzyli na nic tylko pili na umór. Wódka szybko ich brała , bo byli bez śniadania. Pijani zaczęli bić żony i dzieciaki gonić, ale niedługo to trwało, bo w końcu wszyscy padali tam gdzie stali. Kobiety ręce załamywały i nie mogły zrozumieć o co chodzi, ich chłopy zawsze piły , ale nie tak. Najgorzej było u młynarzowej, bo tam jeszcze pchły po chałupie skakały i tak dokuczały, że nie szło się ich pozbyć. To był sądny dzień a dopiero się zaczął. Młynarz spał opity pod wiśnią i chrapał jak smok, aż wróble uciekały.
Trzeba znaleźć jakiś sposób uradziły kobiety. Złego się pozbyć, bo święcenie nic nie dało a nawet pogorszyło, do babki poszły, aby coś doradziła. Ta poszła do wioski i od razu się zorientowała o co chodzi. W młodości na Diablą Górę na sabat latała i pojęcie o tym miała. Straciła jednak moc czarowania, bo kiedy zaszła w ciążę , poszła z pielgrzymkę na Jasną Górę i tam szczerze się wyspowiadała. Długo musiała tam zostać i modlić się o nawrócenie i ustąpienie wpływów szatana. Miała jednak to szczęście, bo do Ojców Paulinów, akurat pielgrzymi z Nadrenii przybyli, a wiadomo, że nigdzie tyle czarownic i diabłów jak tam nie było. Ci odprawili egzorcyzmy i wygnali z niej diabła. Babka pozbawiona czarcich mocy , mogła liczyć teraz tylko na zioła i modlitwy . Wiedziała, że zło tylko zwycięży ten, kto dobro czyni. Przygotowała kadzidło z suszonych owoców czarnego bzu, łupin czosnku, dziurawca i jałowca. Kadziła chałupy, wszystkie obejścia i zwierzęta a chłopów wyciągiem z tych samych ziół po czole żegnała. Poiła też pijaków zaparzoną macierzanką i miętą . Do osady powoli życie wracało i nawet nic złego się nie wydarzało a babka wielkie podziękowania dostała. Jak to w życiu bywa, trzeba mieć trochę szczęścia a to jej tym razem dopisało, bo Licha i Południcy nie było.
Ta dwójka musiała się przez Pilicę przeprawić, bo Szatan ich na sabat wezwał, który na Diablej Górze miał się odbyć. Czasu było dużo, to się nie śpieszyli i takie drogi wybierali, aby koło krzyży czy kapliczek nie wypadały, mierziły ich one strasznie . W końcu nad rzekę zaszli i zaczęli wołać hop hop przewóz, hop, hop przewóz . Czekając na przewoźnika, położyli się na trawie przy krypie i zasnęli.