
Mojej muzie a zarazem siostrze Grażynie Cupiał dedykuję .
Jacek wracał od Szeptuna i cały czas powtarzał zalecenia, aby nic nie zaniedbać. Przeszedł do Helenki, ale tej nie było w domu. Powiedział jej ojcu, że przyjdzie rano. Mieli wspólnie jechać do kościoła, a przy okazji porozmawiać o pracy,
Doszedł do domu. Siedziała przed nim na słońcu ciotka Agata. -Szczęść Boże ciotko i przysiadł obok niej. – Coś ciebie gnębi- powiedziała i zajrzała mu w oczy, w których wyczytała jakiś głęboki smutek.
-Kiedyś miałam kawalera, miał na imię Janek. Pochodził zza rzeki, spod Opoczna. Dobry był z niego chłopak i bardzo zakochaliśmy się w sobie. Był pracowity, pomocny i można było na niego zawsze liczyć. Wyrabiał krypy, wszyscy bardzo go cenili i przyjeżdżali do niego nawet z Tomaszowa. Któregoś razu zamówił u niego dwie długie i szerokie krypy , chłop zza Tomaszowa. Nie chciał jednak zapłacił mu umówionej ceny, tylko szukał dziury w całym. W końcu obiecał zapłacił mu, ale zażądał od niego , aby ten jedną krypę spławił do Tomaszowa. Woda wtedy była głęboka i wiry, były wyjątkowo silne. Wypłynęli rano i na wieczór mieli być w Tomaszowie. Minął jeden dzień, potem kolejne, a on nie wracał. W końcu zgłosiłam to do strażników, ale oni nawet się tym nie zainteresowali. Poszłam do Sulejowa i tutaj, dopiero dowiedziałam się, że zatrzymali się w karczmie, ale długo nie byli, tylko popłynęli dalej. Poszłam do Tomaszowa, ale tutaj ich nikt nie widział, zginęli obydwaj. Po latach, jak już byłam zamężna, przyszedł do mnie Janek . Popatrzyłam wtedy w jego oczy i zobaczyłam w nich taki smutek, jak w twoich. Wtedy to opowiadał o tym, co go spotkało. Trafili w dziwne miejsce, koło młyna za Sulejowem, gdzie woda mocno wirowała, Byli pewni, że przepłyną, ale stało się inaczej. Zostali obydwoje wciągnięci w ten olbrzymi wir. Po jego bokach pływały razem z nim Topielice i ich kuzynki Rusałki. Potem wciągnęły ich obydwu w głębię i zaczęły topić. Stało by się tak niechybnie, gdyby nie jedna z Rusałek, która zachciała wziąć go za męża. Aby pozostawić go przy życiu, zabrała mu duszę i poprosiła Szatana o nieśmiertelność dla niego, a ten umieścił w nim potwora, z którym przyszło mu żyć. Karmił się ostatnim tchnieniem ofiar Rusałki.
Skończyła i zamilkła. Siedzieli obok siebie nic nie mówiąc. Po dłuższej chwili Jacek się odezwał – straszna historia. Co się z nim stało?- zapytał.- Powiem Ci wszystko, może to ci pomoże, ale masz mi wszystko opowiedzieć. Jacek opowiedział o tym jak był u Szeptuna. Mówił o jego zaleceniach i tym jak ma postępować.
Agata słuchała z uwagą – Jacka mogło spotkać, coś podobnego co Janka. Opowiem Ci jak to się stało, że Janek się z siebie zmory pozbył i dusza do niego wróciła.
Uciekł od Rusałki, gdy tylko okazja się nadarzyła . Gdy dotarł tutaj, kończyły mu się siły do życia. Ostatnia nadzieją była Wiedźma mieszkająca za rzeką. Problem był w tym, że Janek bał się przez Pilicę przeprawić, bo tam Rusałka mogła go dopaść.
Z pomocą przyszedł mój chłop, bo szkoda mu się biedaka zrobiło. Miał za starą cygankę się przebrać, których Rusałki się bały – bo te na magii się znały.
Wyszykowałyśmy Janka jak się należy w długie spódnice, chustkę w kwiatki , na ramię torbę proszalną i kostura w rękę. Przeprawili się obydwoje bezpieczne, a Topielice i Rusałki nawet na nich uwagi nie zwróciły.
Mój mąż do domu bezpiecznie wrócił, a Janek do babki dotarł. Długo u niej był, ponad pół roku – ale się udało i przyszedł nam potem dziękować, bo duszę odzyskał. Szczególnie mojemu chłopu dziękował i opowiadał co się u Babki działo-, a ten wszystko spisywał. Pisał po łacinie, bo u zakonników się wychowywał i tylko tak się nauczył. Po prawdzie, to tylko do modlenia tę łacinę wykorzystywał.
Agata popatrzyła na Jacka i rumieńce, jakie na policzkach się pojawiły i zapytała wprost – chciałbyś to co chłop spisał ? – Tak bardzo, bo może i mi to pomóc. Agata nie dopytywała więcej i postanowiła pismo dać. Za chwilę przyniosła zwinięty w rulon papier, zawiązany cienkim rzemieniem .
Jacek położył się do łóżka, nie spał jak zwykle, ale miał niezwykłe wizje tej nocy. Odwiedziła go mara ubrana ze szlachecka, trzymająca w jednej dłoni zwitek papieru, a w drugim kufel . Stał nad nim i patrzył się na niego, pociągając łyczek od czasu do czasu. -Pomogę Ci szukaj mnie. Potem rozwinął rulon i czytał coś po łacinie, szło mu składnie i płynnie, widać było, że umie ten język. Szukaj mnie jestem Karmelit Antoni Na koniec rzekł po łacinie – „In vino veritas in aqua sanitas” (w winie jest prawda ) i zniknął.
Jacek wstał i wyszedł przed dom i od razu podszedł do studni – zaczerpnął wody, przelał do małej balii i umył się. Potem uczesał , ubrał czystą koszulę wyszywaną na rękawach, kubraczek i spodnie, które dostał od Józefa, po jego synu. Chłopak, był nieco niższy od niego i wszystko, było trochę za krótkie. Darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda- pomyślał . Dzisiaj miał iść z Helenką do kościoła w Ręcznie, a potem, rozmawiać z jej kuzynem o pracy.
Pomimo, że było jeszcze wcześnie postanowił iść już do dziewczyny. Ciągle mu stała przed oczami, uśmiechnięta z rumieńcami na twarzy. Miłość do dziewczyny narastała z dnia na dzień. budziło to jego obawy i to, że znowu poniosą go żądze… nie dopuści do tego. Musi znaleźć Antoniego Karmelita , ten mu przeczyta pismo i miał nadzieję, że to wyjaśni co ma robić. O jejku, zapomniał o tym co mu kazał zrobić Szeptun. Wrócił się z połowy drogi, okadził całą izbę, odmawiając przy tym formułkę. Trwało to dłużej niż myślał, ale nie chciał nic zaniedbać.
Ale i tak przyszedł do Helenki, wcześniej niż było potrzeba. Przed chałupą siedział stary ubrany odświętnie.. Na nogach czarne buty , niebieskie portki, białą koszulę pod szyję, na to kubraczek czerwony w poprzeczne niebiesko- czarne paseczki, na głowie granatowa czapka maciejówka z czarnym daszkiem. -Szczęść Boże- powiedział Jacek, a stary odpowiedział. -Helenka już prawie gotowa, zaraz wyjdzie. Jeszcze nie dokończył, gdy pojawiła się Helenka . Na nogach czarne trzewiki, wiązane czerwonymi sznurówkami , kiecka w kolorowe pasy, żółte, zielone, niebieskie i czarne, o różnych szerokościach. Na to zapaska, równie kolorowa, do tego biała bluzka a na to kaftan zielony, haftowany w kwiaty, zawiązywany czerwonym sznureczkiem. Na szyi czerwone korale, na głowie chustka biała z kwiatami rozrzuconymi po całości, zawiązana na bok. Na drugim ramieniu jasny warkocz, sięgający pasa, zawiązany czerwoną kokardą.
Jacek stał jak zamurowany, widok dziewczyny, był tak świeży, radosny i olśniewający, że Jacka zatkało z wrażenia.- Szczęść Boże Jacku- powiedziała pierwsza, bo tego jeszcze nie odetkało . w końcu odrzekł- Szczęść Boże. Ale ty piękna jesteś – tyle udało mu się powiedzieć. Helenka, zaczęła się śmiać i powiedziała – nie zawsze ja przy krowach i w trepach. Niedziela to święty dzień i trzeba, go uczcić – odparła z uśmiechem.
Jacek był pewnym siebie kawalerem, ale popatrzył na siebie. Jak taki biedak, przy takiej pannie będzie szedł – nie będzie Ci wstyd, . Podeszła do niego i powiedziała – nie będzie, bez obawy. Jak zarobisz, ubierzesz się jak będziesz chciał. Chwyciła go za rękę i powiedziała , chodź idziemy – ojca ma znajomek bryczką podwieźć.
Ojciec, patrzył za córką i tak mu żonę przypomniała, że aż łzy mu w oczach stanęły. Wyciągnął kilka rzeczy z kufra , co tylko wietrzone były i odkładane na swoje miejsce. Teraz nadszedł , czas na to, aby nie leżały bezużytecznie i córka je po matce nosiła.
Za kilka pacierzy, przyjechał znajomek i pomógł do bryczki wejść. Jacek i Helenka szli już ścieżką wijącą się pomiędzy polami. Tylko głowy i ramiona im było widać z dobrze wyrośniętego żyta w tym roku. Jechali w milczeniu, nagle zaczęli rozmawiać o Jacku. Nie wiadomo skąd pochodzi i co za jeden, niby sierota i na służbie był, ale czy prawdę mówi, tego nie wiadomo. Obydwaj już swoje lata mieli i nie jedno widzieli. Trzeba mu się przyglądać i nie ufać za bardzo – obcy to obcy. -Może go Zdzisiek, do roboty weźmie, to wtedy, coś więcej się dowiemy- powiedział i na tym skończyli, bo do kościoła już dojeżdżali.
W kościele każdy miał swoje miejsce i co prawda, nie były one nikomu przypisane, ale starali się nie zajmować miejsc innym . Jeszcze jednym zwyczajem było, że po jednej stronie siedziały kobiety a po drugiej chłopy. Młodzi z tyłu. Kto nie znajdował miejsca, bo za późno przyszedł, stawał przed kościołem. Byli i tacy, co specjalnie tu stawali. Po cichu rozmawiali ze znajomkami, omawiając miejscowe wydarzenia. Dzisiaj mówili o Jacku i jego lichym ubraniu i o tym, że dzieci Józka ratował.
Jacek czuł, że skupia się na nim uwaga wszystkich, ale nie dał po sobie nic poznać. Prawie wszyscy szli do komunii i widać było, że to ważne dla nich. Wracali w skupieniu ze złożonymi dłońmi. Klękali potem i modlili się pobożnie . Może i on kiedyś do komunii pójdzie, ale teraz, nie może. Nie chciał świętokradztwa popełniać, bo pomimo, że przyjął zwyczaje chrześcijańskie, to nawet nie wiedział czy był chrzczony. Wierzył, że zmorę z siebie wypędzi i będzie mógł jak, inni wszystkie sakramenty i obrzędy przyjąć.
Dziewczyny jak Helenkę zobaczyły, pięknie ubraną, to zazdrość w nie wstąpiła. Chłopak – choć skromnie odziany, to przystojny był i się podobał.
Po mszy Helenka poszła z Jackiem do kuzyna Zdziśka, który domy, stodoły i co tam ludzie zamawiali budował. Majster nie wypytywał Jacka co robił, bo potrzebował kogoś do roboty, ale sposobnego. Padało pytanie za pytaniem ; umiesz powrósła kręcić , słomę na dachu wiązać, obciosać belkę i o inne z tym związane roboty . Wszystko to robiłem odparł Jacek – ale jak bym coś nie umiał, a mi pokażecie, to szybko się nauczę – odpowiedział. Wypytywał jeszcze majster o inne umiejętności i widać spodobały się odpowiedzi, bo na próbę Jacka przyjmie.- Jutro na Huby przyjdź, tylko z rana, bo zaczynamy wcześnie i do wieczora robimy. Pytaj o Jasionów, to Ci ludzie pokażą, gdzie iść.
Ludzie po mszy, powoli się rozjeżdżali i rozchodzili do chałup. Ciągnęli jedni za drugimi, małymi grupkami, niektórzy wozami, a nieliczni – bryczkami. Jacek chciał koniecznie kogoś zapytać o Antoniego Karmelitę , ale nie znał nikogo i śmiałości nie miał.
Przy chałupie Kostek czekał na nich, bo przed nimi przyjechał. Zapytał Jacka, czy robotę dostał. Dostałem – mam na próbę się stawić na Hubach u Jasiona, tylko nie wiem, gdzie to jest. – Zaprowadziła bym Cię , ale zanim krowy wydoję to mi zejdzie. Dam radę koniec języka za przewodnika, odparł Jacek. Helenka, tłumaczyła mu jak ma iść. Najpierw przewieź się przez rzekę, najlepiej u Ignaca, bo ten dobrą krypę ma i Pilicę zna jak mało kto i rano wstaje przed słońcem.
Było już południe – czas było coś zjeść. Helenka zrobiła wczoraj kapustę z grochem, to za chwilę już podawała do stołu. Na wierzchu były skwarki ze słoniny. Kostek jadł ze smakiem , tak jak i Helenka, jedynie Jacek bez apetytu. Jak skończyli Helenka poszła do chałupy. Jacek usiadł koło starego i zaczął go wypytywać o Antoniego Karmelitę . -A znam, go ale lepiej z nim nie zaczynać. To były zakonnik – wydalili go z zakonu, czy sam odszedł tego nie wiadomo, ale pijanica i kłamca jakich mało . Wcale się nie nazywa Karmelita, Podobno w zakonie Karmelitów był, ale tego nikt potwierdzić nie może.
Ludzie gadają, że u żyda na borg nabrał i zniknął, Znajdzie się u innego Żyda- odparł Kostek , uśmiechając – kilka razy odda za kreski na drzwiach, a potem szukaj wiatru w polu.
Akurat skończyli rozmawiać jak wyszła Helenka.- Idziemy do Ignaca zarządziła. Przewoźnik siedział przed chałupą, stary już był i przygarbiony. W ręce trzymał pustą miseczkę po zalewajce i drzemał opierając głowę na ramieniu.- Szczęść Boże wuju- powiedziała Helenka, po cichu. – Stary otworzył oczy, kiwnął dziewczynie głową . -Wuju a przewieźlibyście rano Jacka przez rzekę, ale do dnia, bo do roboty idzie na Huby. Stary skinął głową na zgodę i zamknął oczy, drzemać mu się jeszcze chciało.