
Powrót na Młynki .
Południca ocknęła się, gdy jakieś źdźbło z siana wpadło jej do ucha. Podniosła powieki i zobaczyła wpatrzone niebieskie w nią oczy. Licho uśmiechał się do niej i delikatnie zaczął wydmuchiwać wyschnięte zioło z ucha. Odgarnęła włosy i szepnęła – nie przerywaj. Kochanek posłuchał i dalej delikatnie muskał ją oddechem, za chwilę dotknął ją, lekko wilgotnymi ustami aż wzdrygnęła się z rozkoszy. Zatopieni w sobie nie usłyszeli nawet jak pod stóg przyjechał wóz drabiniasty i dopiero rżenie konia ich otrzeźwiło z miłosnego uniesienia. Południca rozgarnęła siano i wyjrzała. Z wozu schodził chłop z widłami i szykował się do ładowania . A to dziad jeden, ja mu zaraz dam siano szepnęła do Licho. Nagle tak się wściekła, że nie potrafiła opanować swoich emocji. Włos jej się zjeżył z oczu buchała taka nienawiść, że Licho patrzył na to z podziwem – no to teraz da mu łupnia i ledwo to pomyślał, ona zakręciła taki wir, że chłop stał z otwartą gębą a widły wypadły mu z ręki. Jej ciągle było mało, kopka siana została już nieźle potargana a ona dalej wirowała, zapamiętywała się w tej robocie. Licho aż chwycił się pobliskiego drzewa, aby nie upaść , chciał popatrzeć na złość swojej ukochanej. A ta się nie ograniczała . Po pierwszej kopce wzięła się za drugą a potem kolejne – za chwilę na całej łące fruwało siano. Ona zaś stała w środku , w końcu zaczęła się śmiać, ale tak, że chłop już na nic nie czekał, tylko wsiadł na wóz i smagnął konia po zadzie, uciekając. Ten nie spodziewał się tego i zerwał do biegu i pędził po polnej drodze, aż wóz skrzypiał i jęczał z wysiłku .
Licho nie zamierzał być tylko obserwatorem, podbiegł i wskoczył na konia, chwycił za grzywę i poganiał konia, bodąc go pietami, aż ten poniósł i gnał w kierunku Pilicy. Spostrzegła to Południca, że kochanek przyszedł jej z pomocą i postanowiła chłopu jeszcze dołożyć. Pognała ku niemu , wskoczyła na wóz, wyrwała bat i prała go gdzie popadnie, a masz za to, że nam przeszkodziłeś a masz , a masz . Gnali tak bez opamiętania, w końcu koń dojechał do rzeki i gwałtownie się zatrzymał. Nie spodziewał się tego Licho i wyleciał w powietrze a potem wpadł do rzeki. Tak go to zaskoczyło, ze zachłysnął się i wpadł pod wodę. Utopił by się niechybnie, gdyby nie rusałka wodna, która obserwowała całe zdarzenie z wielką ciekawością . Podpłynęła i chwyciła go za włosy i wyciągając z wiru rzecznego . Licho leżał na płytkiej wodzie, ale nie oddychał, pochyliła się nad nim i odchyliła głowę do tyłu a potem wdmuchnęła kilka razy powietrze w jego usta. Udało się i za chwilę powrócił oddech. Licho dochodził do siebie wymiotując wodę. Południca nie widziała tego , bo przygniótł ja chłop i nie mogła się wygrzebać spod niego dłuższą chwilę. Zobaczyła ukochanego i przeraziła się , że mogło coś się z nim stać , przełamała się i weszła do wody od strony płycizny. Pomogła mu wstać i wyjść na brzeg.
Rusałka schowała się w nadbrzeżnych trzcinach i przyglądała tej dwójce. Nie mogła oderwać oczu od tego przystojnego blondyna. Ciągle stał jej w oczach obraz jego twarzy i to jak popatrzył na nią nieprzytomnymi jeszcze niebieskimi oczyma zanim zniknęła. Nie wiedziała co się z nią dzieje, serce biło jej mocno a ręce zaczęły drżeć. Chciałaby jeszcze raz przywrzeć do jego ust, tylko inaczej niż wtedy, kiedy wdmuchiwała w niego swój oddech, ratując życie. Siedziała tak nie mogąc się poruszyć, wiedziała jednak, że pójdzie za nim .
Licho dochodził do siebie po zachłyśnięciu. Nic nie pamiętał z tego co się stało, jedynie utkwiły mu w pamięci , czarne, lekko skośne oczy. Przestał o nich myśleć bo Południca zatroskana, rozebrała go a ciepłe promienie słońca szybko wysuszały jego ciało. Południca rozgrzewała go pocierając dłońmi.
W tym czasie rusałka przepłynęła Pilicę i przypatrywała się tej parze. Licho był zupełnie inny niż chłopak, przez którego rzuciła się w nurt rzeki, chcąc się utopić, gdy ten ożenił się z inną . Udało by się jej to niechybnie, ale gdy przechodziła na drugą stronę istnienia , wyciągnęła do niej rękę inna rusałka i zatrzymała w połowie drogi. Będąc w zawieszeniu pomiędzy życiem a śmiercią, pogodziła się z tym stanem . Została uczennicą starszej rusałki i powoli wdrażała się w to wcielenie.
Najbardziej podobało jej się jak wabiły młodzieńca swoimi wdziękami. Mamiły, oczarowywały i rozkochiwały w sobie. Obdarzały pieszczotami pojedynczo i we dwie. Chłopiec zrobiłby by dla nich wszystko. Każdy z nich pozostawiał swoją dziewczynę, narzeczoną i przychodził na nadpiliczne łąki , aby spotkać te dziewczyny, które wprowadziły go do świata rozkoszy. Czasami nie mógł ich spotkać przez kilka dni, a gdy już chciał się poddać, te pojawiały się jeszcze śliczniejsze niż poprzednio z pięknymi wiankami z polnych kwiatów na głowie . Wyglądały tak uroczo i niewinnie, że ten zapominał o Bożym świecie. Rusałki kolejne rozkosze obiecywały pod warunkiem, że ten rozwiąże zagadki. Gdy mu się to nie udawało, zapraszały do tańca, po których najczęściej młodzieniec umierał z wyczerpania. One nigdy nie zmęczone tańczyły z nim do ostatniego tchnienia.
Dlaczego tak się działo, bo same zgrabne i drobniutkie z wplecionymi w czarne włosy kwiatami lub wiankami na głowie, miały tyle miłości w oczach i radości, że nikt by nie przypuszczał, że staje z nimi do tańca śmierci. Rusałki wykorzystywały uczucia chłopców nie bez zamierzonego celu. Bo gdy ci leżeli martwi , one wychodziły na ukwiecone łąki, gdzie oddawały się pieszczotom. Osiągały wtedy szczyty rozkoszy i wiedziały, że znowu będą kusić kolejnych swoimi wdziękami, bo tylko po takim tańcu osiągały taki stan.
Rusałka z zazdrością patrzyła na Południcę jak ta pielęgnowała swojego kochanka, który coraz lepiej się czuł. Zastanawiała się jak zbliżyć się do nich a potem oczarować młodzieńca i zawładnąć jego ciałem i duszą. Nic na razie nic jej nie przychodziło do głowy, ale wiedziała, że musi to zrobić. Postanowiła się nie ujawniać i poczekać na dogodniejszy moment.
Po wyschnięciu ubrania Licho i Południca poszli do najbliższego przewozu. Hop, hop przewóz krzyczeli obydwoje, hop, hop przewóz . Po dłuższej chwili pojawił się suchy, niewysoki przewoźnik z długim włókiem . Odpiął łódkę przypiętą grubym łańcuchem i nienaturalnie wielką kłódką. Zaprosił pasażerów do krypy, która była nieco inna niż stosowane na Pilicy. Długa wąska z dwoma ławeczkami na środku i dziobie. Pierwsza weszła Południca i siadła na przodzie, Licho usadowił się na środku. Przewoźnik sprawnie odbił od brzegu, znał rzekę jak mało kto i pokonywał tą drogę kilka a czasami i kilkanaście razy na dzień. Płynął pewnie i szybko, podpływał już do miejsca z głębokim wirem, gdy nagle przód łodzi uderzył w olbrzymią kłodę. Południca zachwiała się i udało by się jej pozostać na ławeczce, gdyby nie dłoń z długimi cienkimi palcami, które chwyciły ją za przegub i mocno pociągnęło do wody. Trwało to zaledwie moment i zniknęła pod wodą . Łódką zaczęło mocno kołysać, przewoźnik padł na kolana a Licho ledwo się utrzymało na ławce. Nagle wszystko się uspokoiło, nad wodą pojawiła się na moment głowa Południcy, aby zniknąć znowu pod wodą . I skończyło by się to niechybnym jej utonięciem, bo jej nóg trzymała się kurczowo Rusałka wciągając ja coraz głębiej, gdyby nie Licho. Skoczył do wody i chwycił w ostatniej chwili za białą sukienkę , która na chwilę pojawiła się tuż pod powierzchnią wody. W tym czasie przewoźnik widząc, że toną obydwoje podał mu włok. To ich uratowało. Uczepiona nóg Południcy Rusałka, była za słaba, aby dać im radę, poza tym nie chciała utopić chłopca w którym się zakochała od pierwszego wejrzenia bez pamięci. W końcu puściła się i dopłynęła do brzegu, chroniąc się w zakolu rzeki . Była zmęczona i zła, że nie udało się jej pozbyć konkurentki. Po kilkunastu metrach łódka z przyczepionymi do niej kochankami z trudem dobiła do brzegu. Przewoźnik pomógł zmęczonej dwójce wyjść na wysoki ląd. Chodźcie ze mną do mojej siostry, która mieszka niedaleko to wam pomoże. Zaprowadził ich do ubogiej chaty, gdzie mieszkała i opowiedział jej o niecodziennym wydarzeniu na rzece. Kobieta akurat miała ugotowana zalewajkę , nalała trzy miseczki i podała na stół pod gruszą. Nie miała chleba, bo się skończył a dopiero jutro miała dostać kilka bochenków od sąsiadki, która piekła w tym tygodniu. Robiły to na zmianę, bo roboty w domu było dużo a wypiek chleba zajmował prawie cały dzień. Nie spodobało to się Południcy, bo nie lubiła zalewajki bez chleba, ale dolała sobie słodkiej śmietany i jakoś zjadła. Licho nie jadł za wiele, ale pochlipał trochę gorącego, bo było mu zimno. No ciekawe jak zapłacicie bratu za przewóz i uratowanie życia, bo gdyby nie on to topielce już by miały święto, powiedziała gospodyni. Południca spojrzała na nią z spode łba i mruknęła, bez obawy zapłacimy .
Przewoźnik zaczął się zbierać do powrotu i pożegnał z siostrą . Jak byście mieli parę zł za przewóz to zostawcie siostrze, rzekł i poszedł nad rzekę. Jakie było jego zdziwienie jak nie zastał tam łódki, którą zobaczył kilkaset metrów dalej płynącą samym środkiem Pilicy. Jakby ją ktoś tam wypchał, pomyślał , ale nikogo nie zobaczył . Nie mylił się, to rusałka, wściekła na niego spuściła mu łódkę.
Południca z wielką przyjemnością spała w pełnym słońcu. Obok w półcieniu spało Licho. Gospodyni krzątała się koło pieca gotując prazoki na obiad. Rusałka przysiadła na brzegu zboża, które było zasiane prawie pod samą chałupę i obserwowała ich, obmyślając plan działania. Południcy poprawił się humor i poszła zobaczyć co się dzieje w kuchni. Prazoki na obiad o nie pomyślała. Gospodyni właśnie miała wsypywać mąkę do garnka, gdy nie wiadomo dlaczego garnek się wywalił i wszystko wylało się na blachę a część na jej nogi. Całą kuchnię przepełniła para i krzyk poparzonej kobiety. Masz zapłatę za swoją gościnę pomyślała i zawołała na Licho – idziemy do karczmy. Szli przez pola wąską ścieżką rozmawiając o tym jak Południca wywaliła garnek z którego wylał się wrzątek na nogi kobiecie, co ich gościła po dziadowsku. To babsko miało jeszcze ser w komorze i poskąpiła nam go, co za skąpiradło powiedziała Południca i wyciągnęła ze szmatki dwa kawałki, jeden z nich podała kochankowi. Co to my świnie, aby ciągle ziemniaki żreć. Ser jedli ze smakiem, jako przekąskę przed obiadem na jaki liczyli u karczmarza. Rozczarowali się jednak, bo karczma była zamknięta i żyda w niej nie było. Trudno idziemy na Młynki, tam u młynarzowej na pewno coś się dobrego znajdzie do jedzenia. Droga nie była daleka i za godzinę już byli na miejscu i zajadali się świeżym chlebem z masłem, popijając mlekiem. Wszystko to znaleźli tak jak sądzili u młynarzowej w komorze. Po posiłku poszli do chałupy, gdzie mieli kwaterę. Zmęczeni położyli się spać w wygodnym łóżku i za chwilę zasnęli – przez szybkę w oknie obserwowała ich para czarnych jak węgiel oczu.
Przechodziłem przez Pilicę o różnych porach dnia.
W południe ,wieczorem czasem w nocy lub nad ranem.
Ale nigdy żadnej połódnicy ani licha nie spotkałem .
Raz tylko odprowadzając odpusciankę spodkalismy nagą rusałkę a za nią chyba to był Licho bo też był licho odziany. Ale to było po Skotnickim odpuście i dosyć dawno. A i lata temu i nie wszystko dobrze pamiętam.