Zalew w miejscu gdzie były Młynki Poduchowne ( Plebańskie)
Minęło wiele czasu od momentu jak Rusałka wpatrywała się w śpiącego ukochanego ze znienawidzoną Południcą. Teraz to ona leżała koło śpiącego Licha. Ale jak inny on teraz był od tamtego blondyna o niebieskich oczach. Zmienił się po tym jak udało jej się doprowadzić Południcę do obłędu i wsadzić na tratwy z drzewem płynące Pilicą do Wisły a potem dalej, aż do samego morza.
Południca straciła rozum i nie wiedziała kim jest i po co żyje. Na tratwach robiła wszystko co jej kazali Oryle, prostackie chłopy. Nic nie czuła, nic jej nie cieszyło i nawet jak jednego z nich w przypływie „lśnienia” świadomości strąciła z tratwy a ten się utopił, nie dało to żadnej pociechy. Jedynie jego towarzysze patrzyli już teraz na nią ze strachem, ale nigdzie tego nie zgłaszali, bo sami mieli wiele na sumieniu. Południca nic nie pamiętała z tego co się wydarzyło, reagowała tylko na słowo Licho jak czasem, użył go ktoś w opowieści. Wtedy jej twarz robiła się na jedno oka mgnienie śliczna jak przez chorobą. W końcu po kilku tygodniach, zatrzymali się na jednej z licznych windug, aby dłużej odpocząć i wtedy zniknęła, gdzieś między rozgrzanymi polami Mazowsza .
Nikt tym się specjalnie nie przejął i nikomu tego nie zgłaszał. Od tamtego czasu pojawiają się czasem nad polami wiry powietrza, ale nie mają już tej siły co kiedyś. Często można za to zobaczyć samotną kobietę siedząca na miedzy, wpatrującą się bezmyślnie w dal.
Rusałka po tym jak sporządziła dla Południcy napój zapomnienia składający się z bielunia, grzybów, lulka czarnego i jeszcze kilku innych ziół, podała go sprytnie Południcy, z miodem i mlekiem zamieniając po kryjomu kubki. Jej taktyka przyniosła skutek, po Południca bardzo zachorowała i nie mogła chodzić, leżąc tylko w łóżku. Licho rozpatrzał i nie wiedział jak jej pomóc w końcu poszedł do Lucyfera jak ten szykował się na sabat na Diablej Górze, ale ten go zbył, ze nie ma czasu. Na odchodne powiedział jeszcze, że nie może nic zrobić a to jest jakaś niejasna sprawa i on na pewno w to się nie będzie mieszał. Licho nie wiedział o co chodzi, ale zdał sobie sprawę, że ktoś musiał rzucić na Południcę urok – tylko kto ? Poszedł do starej babki co mieszkała na Pociosku i znała się na odczynianiu uroków i innym leczeniu. Ta popatrzyła na Licho i przestraszyła się, bo wyczuła w nim coś dziwnego. Bała się jednak odmówić i poszła z nim na Młynki. Popatrzyła na Południcę i ogarnął ją jeszcze większy strach. Pytała ją o proste rzeczy, ale cała jej pamięć znikała – babka kazała wyjść licho i zostawić ją samą z chorą. Otworzyła szeroko okno i zaczęła spokojnym głosem powtarzać swoje szepty i zaklęcia. Wyciągnęła też zioła i kazała zaparzyć Młynarzowej a ta przestraszona słuchała jak nigdy i wszystkim schodziła z drogi. Babka w końcu wzięła różne zioła i kazała zrobić kadzidło. Poszło to szybko, bo na piecu się paliło i można było węgielki nałożyć w specjalną kadzielnicę przyniesioną przez babkę. Najpierw sama się okadziła a potem odkadziła izbę i na końcu Południcę. Przewracała ją z boku na bok chwytając za koszulę i uważała, aby jej nie dotknąć. W końcu z uszu, nosa i ust Południcy zaczął wydobywać się wiatr porywając po drodze co było luźno położone. Babka upadła na podłogę i wczołgała się pod łóżko, zakrywając głowę chustką. Trwało to kilka chwil, ale ciągnęły się one i ciągnęły. W końcu kobieta wyszła i znowu kadziła izbę mamrocąc coś cały czas pod nosem. Licho siedział i trzymał się za głowę, nie wiedział jak do tego mogło dojść, ale nic nie przychodziło mu do głowy. Po całym dniu leczenia, babka kazała zaparzyć zioła i podawać chorej trzy razy dziennie.
Stara znachorka szła polną drogą rozmyślając o tym kogo leczyła i że nie mogła pomóc. Jak nic pewnie się czymś otruła. Nagle zza drzew wyszła Rusałka i kazała jej stanąć i słuchać. Babkę jakby zamurowało, wiedziała z kim ma do czynienia i nic się nie odezwała.
Słuchaj stara babo dobrze, bo jak coś zrobisz nie po mojej myśli, dobiorę się do Twoich dzieci i wnuków. Wyciągnęła woreczek i dała go babce. Wróć i powiedz, ze się pomyliłaś i zamień zioła, jeśli tego nie zrobisz lub zdradzisz się w jakikolwiek sposób nikt z twoich bliskich nie będzie pewny życia, gdy przejrzy się w rzece, jeziorze czy studni. Od razu wciągnę go pod wodę i utopię bez litości i obiecuję Ci to jakem rusałka. Cóż było robić babka ani pisła, wróciła na Młynki i zamieniła zioła. Po powrocie do chałupy nie mogła zasnąć w końcu wstała i podeszła do pieca, zapaliła w nim ogień i wrzuciła do niego wszystkie rzeczy w jakich była. Nagotowała wody, dodała do niej ziół dziurawca i dokładnie się umyła. Modliła się długo przy krzyżu na rozstaju dróg prosząc Boga o wybaczenie, że mogła zaszkodzić chorej zamieniając zioła. Pan Bóg wysłuchał jej modlitw i wybaczył, bo wiedział z kim miała do czynienia. Babka jeszcze długo się modliła za dusze wszystkich pokrzywdzonych przez złe demony.
Przy południu jechał stary żyd Abramek i przystanął koło krzyża bo leżała przy nim martwa babka. Zawiadomił sołtysa o tym a sam odmówił Boże Pełen Miłosierdzia, Kadysz Sierot i Psalm 23 kiwając się przy tym jak należy, bo znał i szanował kobietę. Tak odeszła jedna z ostatnich znachorek, która miała tak dużą wiedzę i tylko jeden raz zaszkodziła przy ostatnim leczeniu w życiu. Jej serce tego nie wytrzymało.
Licho był zdruzgotany, nie był w stanie pomóc swojej ukochanej i przeżywał to na swój sposób. Przyczepiał się do każdego, kto przechodził lub przejeżdżał koło młyna. Przecinał worki ze zbożem przywożonym do mielenia. Łamał osie w wozach i płoszył konie. Nic mu jednak nie sprawiało przyjemności, ani nie pomogło w ulżeniu strachu o Południcę. Jednego razu nawet zrobiło mu się żal chłopa co wiózł żonę do lekarza i mało co odpuścił by mu, ale opamiętał się w porę i spuścił na wóz podciętego wcześniej suszka przy drodze. Tylko dzięki temu nie przygniótł on leżącej na wozie kobiety, jak to było w planie. Załamany Licho wrócił do chałupy a w niej zastał Rusałkę przebraną za chłopkę w kolorowej pasiastej zapasce i takim samym wełniaku z zawiązaną do tyłu zielono czerwoną chustą, na szyi pyszniły się grube czerwone korale. Zwrócił uwagę na jej czarne jak węgiel oczy, ale nic się nie odezwał tylko poszedł zobaczyć co z Południcą. A ta leżała w gorączce majacząc coś niezrozumiałego, było jeszcze gorzej jak rano. Pochylił się nad nią a ona otworzyła oczy, ale patrzyła gdzieś za niego. Delikatnie obtarł jej pot z czoła i zmienił kompres z zimnej wody tak jak nakazała babka. Wyszedł z izby i zapytał się chłopki co tu robi. Jestem krewną babki co tu była, a ta kazała mi tu przyjść i pomóc przy doglądaniu chorej. Licho tylko kiwnął głową i wyszedł. Rusałka widząc jego przyzwolenie od razu wzięła się do roboty, nagrzała wody i poszła umyć Południcę, bo nikt o tym nie pomyślał i było czuć w całej chałupie.
Ty brudasie pomyślała umyję ja cię umyję, bo nie lubię brudu i smrodu, zadbam o ciebie i twojego ukochanego lepiej jak myślisz. Zaczęła dbać o chorą, myć wycierać pot i zmieniać kompresy, bo wiedziała, że i tak to nic nie da a zyska tym serce Licha. Ten zaczął na nią przychylniej patrzeć, bo i jemu podchlebiała jak mogła. Nauczyła się gotować u matki jak była jeszcze młódką, zanim została Rusałką. Początkowo jej nie wychodziło, ale w końcu ugotowała małe kluski z dziurką w środku i do tego zrobiła sos z grzybów. Licho już dawno nie jadł takich klusek i smakowały mu wybornie. Jak pojadł nałożył kilka i poszedł do Południcy, aby ją nakarmić, ta jednak ledwie zjadła dwie i na tym skończyła. Jej stan ani się nie pogorszał, ani nie polepszał dbała o to Rusałka. Bała jej się pozbyć zanim nie zdobędzie Licha. Godzina, po godzinie dzień po dniu zdobywała jego sympatię i zaufanie w końcu zaczęła mu się podobać. Któregoś razu jak wyszedł nad staw, udała że go nie widzi i wyszła tylko w koszuli. Wyglądała zjawiskowo, rozpięta głęboko koszula ledwie zakrywała brodawki, włosy poruszane wiatrem muskały jej twarz. Wpatrzył się w nią a ona odchyliła głowę do tyły a spod rozpiętej koszuli wysunęła się kształtna pierś. Ona zaś czesała włosy a wiatr rozwiewał je do góry. Licho przebiegło uczucie pożądania, ale odwrócił głowę, bo przypomniała mu się Południca. Wrócił wzrokiem, ale Rusałki już nie było. Doświadczona uwodzicielka tylko na to czekała, wiedziała że teraz nadszedł jej czas, nie może się tylko śpieszyć. Drobne gesty, odgarnianie włosów, gdy siadała na progu domu i wiedziała że on patrzy, wsuwała i wysuwała stopę z pantofla, aby wreszcie usiąść wygodniej na boso oplatając nogę na nogę. Lekko przy tym podnosiła spódnicę, aby odsłonić kolano. Robiła to krótko a potem udawała, że zauważyła jak ją obserwuje. Wstawała ze wstydem obciągała spódnicę i obracała się wchodząc do chałupy. On otwierał się na nią, jednak cały czas miał w oczach Południcę, która jednak gasła w oczach i stawała się szara. Źle rozczesywane włosy zaczynały się kołtunić i matowieć. W końcu po kolejnej partii mieszanych ziół i grzybów Rusałka stwierdziła, że to już koniec i że Południca już straciła pamięć i rozum, tak też było w rzeczywistości. Teraz musiała zadbać o to aby ta zaczęła chodzić i wychodzić sama. Tak się stało i Południca zaczęła fizycznie dochodzić do siebie. Nic nie pamiętała i nikogo nie poznawała. Na nic zdały się opowieści Licha o ich psotach i miłości, ona tylko patrzyła przed siebie i powtarzała wiatr, wiatr się kręci. W końcu Kochanek stracił nadzieję i któregoś razu zniknął na kilka dni. Rusałka się przelękła, że może cos sobie zrobił, ale ten był na Bąkowej Górze i pił na umór. Wrócił odmieniony, bez werwy i nadziei, jaka go do tej pory nie opuszczała, jej miejsce zajął smutek. Teraz Rusałka wiedziała, że to jej czas, wyciągnęła małą buteleczkę i wkropiła kilka kropli do kubka z kompotem jaki podała młynarzowa. Licho ze smakiem go wypił. Obudził się rano obejmując Rusałkę. Nie wiedział co się stało, ale czuł się przyjemnie. Dziwne to było uczucie, po drugiej stronie izby siedziała Południca i patrzyła bezmyślnie w okno. Licho zdał sobie sprawę, że to koniec jego miłości do Południcy.
Nic nie czuł jednak do Rusałki, która udawała do tej pory że śpi a teraz pogłaskała go czule po głowie. Zrobiła to tak samo jak Południca, kochanek się wzdrygnął, ubrał spodnie i wyszedł .
Stał nad stawem i tracił swoją ludzka postać stawał się pomarszczony o ciele ciemnym i z wieloma bruzdami. Z głowy wyrastało mu dwie pary rogów, jak u Byka jelenia. W końcu pojawiło się owłosienie na jego ciele rude i czarne. Palce zrobiły się długie i szponiaste, a twarz wyrażała ból. Popatrzył na swoje odbicie – a to taki teraz jestem – podobasz mi się, zawsze mi się podobałeś – kocham siebie i to wystarczy.
Obraz – wygenerowany przez Al – pl.frepik,com
Obrócił się kilkukrotnie wokół swojej osi i wrócił do ludzkiej postaci. Zamiast blond włosów miał srebrne włosy, oczy już nie były błękitne, ale jak wyblakłe chłopskie chałupy, pojawiły się zmarszczki na twarzy. Obserwowała to wszystko Rusałka, podeszła do niego i przytuliła się – będzie dobrze powiedziała. W izbie siedziała Południca z szeroko otwartymi oczyma z których popłynęły dwie łzy, jedna spłynęła do kącika jej ust – słona jesteś jak moje życie, choć nie wiedziała dlaczego to mówi.
Rusałka osiągnęła swój cel – zdobyła Licho, które tak pożądała, ale nie zdobyła jego miłości. Czuła, że jak długo będzie Południca tuż obok i będzie mu wchodzić w oczy to nie zapomni o miłości do niej. Pozostawała jeszcze kwestia jej osobowości i powiedzenia mu kim jest naprawdę, ale bała się odrzucenia. Postanowiła czekać na dogodniejszy czas. Namówiła Licho aby się wybrał do Przedborza na targ, bo wszystkie rzeczy mu się wydarły i wyglądał jak jakich obwieś. Okazja była dobra bo jechał tam młynarz z młynarzową to wzięli i Licho. Tego trzeba było Rusałce, ujęła Południcę pod rękę i powiedziała, idziemy zobaczyć pola nad Pilicą, dawno tam nie byłaś. Szły obydwie polnymi drogami najpierw do Brzezia, potem przez Paskrzyn aż doszły do strugi, tutaj Rusałka weszła do wody i chlapała z rozkoszą a Południca stała i bezmyślnie przeglądała w wodzie. Po kąpieli Rusałka, czuła się wyśmienicie, czekał ich ostatni kawałek drogi do Pilicy. Szukała dogodnego miejsca do przejścia do rzeki i w końcu znalazła . Stały nad brzegiem, gdzie akurat przybiły tratwy z drzewem. Część Oryli leżało na trawie a kilku właśnie wracało ciągnąc wózek zapakowany, chlebem, ziemniakami i koszem z jajkami, na wierzchu leżało kilka związanych kur. Rusałka podeszła do nich i zapytała o przywódcę. Wstał z trawy wysoki sękaty chłop. Wzięła go na bok i szeptała coś do ucha, ten kręcił przecząco głową, ale w końcu zaczął kląć i się zgodził. Nie miał wyjścia Rusałka starała się go przekonać, aby zabrał południcę ze sobą, ale ten nie chciał się zgodzić. Baba na tratwie to był zawsze kłopot i zły omen. Zabawiali się z kobietami, czasami nawet bez ich woli, ale zawsze na brzegu, nigdy na tratwach. Dopiero jak mu powiedziała kim jest i że nie dożyje do wieczora, zgodził się, nie mając innego wyjścia. Znał rusałki i strzegł przed nimi swoich ludzi a najbardziej młodych, którzy najczęściej dali się omamić ich urokowi. Znał też wiele opowieści o tym jak potrafiły zablokować spływ i ile po tym było roboty. Ona zaś kazała mu natychmiast odbijać od brzegu.
Podeszła do Południcy, wzięła ją pod rękę i wprowadziła na tratwę i kazała usiąść. Ta posłusznie wykonała polecenie. Tratwy odbiły a ona patrzyła w oddalający się brzeg na którym Rusałka tańczyła ze szczęścia kręcąc się na około. Niesamowity i piękny to był widok, przybrana w wianek zrobiony z mięty wodnej, wirowała wokół własnej osi podnosząc do góry głowę i ręce. Potem je opuszczała do wysokości ramion. Rozwiane włosy próbowały zdążyć za nią, ale nie dawały rady w końcu owinęły się wokół głowy. Po tym tańcu radości, popatrzyła jeszcze na wpływające w meander tratwy na którym siedziała Południca, obróciła na pięcie i poszła na Młynki.
Dwór w Bąkowej Górze słynął z gościnności i picia do upadłego
Licho jednak nie wrócił z młynarzami a został na Bąkowej Górze, pił znowu na umór. Rusałce było to na rękę i narobiła ambarasu, że Południca zginęła i nie wiadomo, gdzie poszła. Nikt się jednak tym nie przejął a młynarzowa nawet coś mruknęła, a jeden kłopot mniej i zajęła się swoimi sprawami. Nikomu nie zależało na Południcy i nikt nie zamierzał jej szukać. Licho wrócił następnego dnia w południe na wozie Abramka, który jechał znowu w teren po zaopatrzeniu się na przedborskim targu.
Licho zdrzemnął się na wozie i Abramek lekką potrząsał ramieniem pasażera. Pan się obudzi, Pan dojechał na miejsce, może teraz spać ile zechce, Pan zejdzie z wozu , bo stary Abramek musi dalej jechać, bo handel nie może czekać. Handel jest jak kobieta, ciągle trzeba o to dbać i doglądać. Aj waj ale zasnął, kto pomorze mi tego Jaśnie Wielmożnego Pana z wozu zdjąć. Usłyszała to żydowskie mamrotanie Rusałka i podeszła , razem jakoś ściągnęli Licho i położyli na trawie. Ten mamrotał coś w pijackim śnie. Rusałka cieszyła się, bo im później się obudzi tym dalej będzie Południca. Podłożyła mu poduszkę pod głowę, przykryła derką – śpij, śpij jutro zaczynamy nowe życie.
Następnego dnia Licho obudził się z bólem głowy, wstał poszedł do studni, nabrał wody i napił. Wszedł do chałupy, ale wszyscy jeszcze spali, wszedł do izby, ściągnął ubranie i położył koło Rusałki, na łóżko Południcy nawet nie popatrzył. Ocknął się jak włosy zaczęły go łaskotać po twarzy. Ta nie spała już, ale nie chciała budzić Licho, rozmyślała nad tym jakby mu to wszystko opowiedzieć. Licho odgarnął włosy i położył rękę na boku, Rusałki a potem piersi. Poczuł jak pęcznieje jej brodawka, odsunął dłoń i czuł tylko ją. Zaczął okrągłymi ruchami ją pocierać, aż usłyszał głębszy oddech kochanki. Przywarł do jej ucha i muskał ustami, dreszcz rozkoszy przeszył jej ciało . Leżała cicho i czekała na więcej a licho przesuwał rękę powoli i delikatnie. Głaskał ją a ona ulegała mu jak nikomu nikomu do tej pory. kochankowie spletli się w miłosnym uścisku i trwali tak ze sobą. Nie rozdzielali się wzdychając kolejny i kolejny raz – nic się teraz nie liczyło byli blisko tak blisko jak nigdy dotąd. Miłosne uniesienie nie mijało, trwało i trwało. W końcu głęboki dreszcz targnął ich ciałami, potem drugi i trzeci. Leżeli wtuleni obok siebie aż Rusałka usłyszała równy oddech śpiącego Licha. Rozmyślała o tym i było jej przyjemnie, jej czarne oczy w końcu zajaśniały błyskiem jakiego w nich nie było od wielu wielu lat. Kochanek jak szybko zasnął tak się obudził, obrócił się na wznak i przygarnął kochankę, głaszcząc po głowie.
Wstali i poszli coś zjeść, nagotowana była zalewajka z grubo krojonymi ziemniakami, nałożyli sobie w miseczki i usiedli pod gruszą przy stole. Jedli ze smakiem, zagryzając chlebem. Licho nagle zapytał się Rusałkę – a gdzie Południca – odeszła zaraz po tym jak pojechałeś na targ i nie wróciła odpowiedziała. Może to i lepiej powiedział i chwycił Rusałkę za rękę. Trzy dni później powiedziała mu o tym, że jest Rusałką i że mogą razem psocić i dokuczać każdemu do kogo się przyczepią. Popatrzył na nią z czułością i powiedział – tak będzie. Ale to zupełnie inna opowieść.
Autor z Księdzem Grzegorz Paszka po poświęceniu jedynej wyraźnej pamiątki po byłych mieszkańcach. Kapliczka po remoncie z obrazkami Matki Boskiej i Matki Boskiej Gidelskiej – która została tu zawieszona na pamiątkę wyzdrowienia jednej z mieszkanek Paskrzyna ze złośliwego raka. Chora regularnie modliła się tutaj o skuteczne leczenie.